Ogłoszenia drobne

Nie ma co udawać, wygląda na to, że blog samoistnie wpadł w stan zawieszenia. Jeszcze nie postawiłam na nim krzyżyka. Jeszcze liczę, że pewnego dnia, jak wena i czas dopisze, wrócę do mojej Sky. Ale na razie... przerwa trwa, co zrobić.

środa, 2 marca 2011

Prolog

Obszerna, czarna walizka rozłożona na środku pokoju wciąż ziała pustką. Przyglądałam się jej z pewnym napięciem. Towarzyszące mi uczucie dało się porównać do tego przed skokiem na głęboką wodę. Przygotowanie bagażu miało być pierwszym krokiem na drodze, o której marzyłam miesiącami, a możliwość jej realizacji otworzyła się przede mną w przeciągu ostatnich kilku dni. Myślałam o niej dzień i noc, tak bardzo chciałam to zrobić... a teraz, kiedy wreszcie stało się to w pełni realne, dopadły mnie... wątpliwości?
Nie, wcale nie, nie wahałam się ani odrobinę. Wstałam z prostego tapczanu, na którym prowadziłam tę walkę ze swoimi myślami, i zdecydowanym krokiem przeniosłam się pod szafę.
- Nie waham się – powtórzyłam na głos, otwierając drzwi.
 Tak bliska perspektywa spełnienia największego marzenia musiała trochę onieśmielać. W końcu coś ze świata ułudy stawało się rzeczywistością, tak bliską, że niemal namacalną. Trudno było w to uwierzyć, ale mogłam tylko się cieszyć. 
Na dnie walizki wylądował najważniejszy dla mnie strój – bojowe przebranie Nocnych Łowców, utrzymane w idealnym stanie, niezbyt często jeszcze używane. Czarny materiał zlał się z kolorem walizki, sprawiając wrażenie, jakby ciągle nic w niej nie było. Dołożyłam parę bluzek z krótkim i długim rękawem, kilka par spodni, które zazwyczaj nosiłam dla wygody, dwie spódnice i piękną suknię, która nie wydawała mi się do niczego potrzebna, ale dostałam ją od swoich opiekunów na „specjalne okazje”. 
Na tym miękkim podłożu ostrożnie, po przekątnej, ułożyłam swój ukochany miecz. Przez chwilę przyglądałam mu się, przywołując wszystkie związane z nim wspomnienia – dzień, w którym go otrzymałam, niezliczone godziny ćwiczeń i dwie prawdziwe walki stoczone przy jego pomocy. Miałam nadzieję, że będzie mi dane go użyć jeszcze wiele razy, a przede wszystkim – do wypełnienia mojej własnej misji.
Na tę myśl zacisnęłam zęby. Nie było innej opcji, przecież obiecałam sobie, że pewnego dnia go znajdę.
Koło miecza ze zgrzytliwym hałasem wylądowały kolejne rodzaje broni. Odbijające się od ostrzy promienie słoneczne rzucały migotliwe odblaski na cały pokój. To tak naprawdę był jedyny ekwipunek niezbędny mi do przetrwania. Ubrania czy jedzenie zawsze da się gdzieś załatwić, ale bez czegoś do obrony w zasięgu ręki czułam się niepewnie.
Następnie w walizce ulokowałam kolejne miękkie rzeczy – bieliznę, ręczniki, uprzednio przygotowaną kosmetyczkę. Wszystkie szafy i półki powoli pustoszały, a ja zupełnie niespodziewanie doznałam podobnego ukłucia pustki gdzieś w środku. Zawsze czułam się u siebie gościem, nie potrafiłam na dobre przywiązać się do tego miejsca… ale okazało się, że jednak jakieś uczucia we mnie wzbudzało. Tu spędziłam większość życia, tu zawsze mogłam wrócić, schować się przed całym światem… ale mimo wszystko to nie był mój dom.
Wzruszyłam ramionami. Szkoda czasu na bezsensowne sentymenty, pomyślałam.
Sięgnęłam po mniejszą torbę, przeznaczoną na bagaż podręczny. Tam spakowałam ubranie na zmianę, jakąś książkę na podróż i kilka drobiazgów, takich jak chusteczki czy butelkę wody.
Kontrolnym spojrzeniem ogarnęłam całe pomieszczenie. Nie zostało nic, co chciałabym zabrać ze sobą. Zaśmiałam się bez cienia wesołości. Trochę dziwne uczucie, kiedy całe swoje życie mogłam zmieścić do jednej walizki. Czy to pokazywało, jak mało znaczącą osobą zostałam? Teraz planowałam dokonać czegoś, co musiało się odbić szerokim echem w świecie Nocnych Łowców… ale nie szukałam sławy. Robiłam to dla siebie. By wreszcie odzyskać spokój.
Do pokoju zajrzał Konsul. Jak zwykle, nie raczył nawet zapukać. Jego władczość bywała czasem irytująca.
- Skyeline, twoi opiekunowie już czekają – poinformował. – Jesteś gotowa?
Podniosłam głowę znad walizki.
- Tak – oświadczyłam, decydując się na lekki uśmiech. Pomyślałam nie tyle o samym wyjeździe z Alicante, ale o całym czekającym mnie wyzwaniu, niełatwej misji, którą sama przed sobą postawiłam. Nagle dotarło do mnie, że przez całe życie przygotowywałam się do tego jednego zadania, właśnie po to, by teraz móc potwierdzić.
- Tak, jestem gotowa.
*  *  *
I oto wreszcie, po tej dość długiej przerwie, wracam do prowadzenia własnego bloga. Mam nadzieję, że wyjdzie znacznie lepiej niż hon.
Dlaczego właśnie dzisiaj zaczynam? Upatrzyłam sobie ten termin z dwóch powodów. Przede wszystkim wybrałam go jako okrągłą rocznicę – już trzecią – mojej blogowej działalności. A przy okazji niech będzie to nieco spóźniony prezent urodzinowy dla Klaudii ;*
To moje pierwsze doświadczenie z fan fiction – nie jestem przyzwyczajona do pilnowania kanonu, więc proszę o wyrozumiałość, a wszelkie uwagi i dobre rady przyjmę z wdzięcznością.
Dziękuję Wam za wszystkie rozmowy, pomoc i pytania o to opowiadanie. To było naprawdę motywujące ;)
Może i trochę za łatwo ulegam modom – na szczęście tylko niektórym – ale postanowiłam całość opowiadania zadedykować pewnej osobie. Jakby na to nie spojrzeć, z mojej perspektywy jest to całkowicie uzasadnione, choćbyś i Ty uważała, że przesadzam… Dla Ciebie, Ignise, a pełna dedykacja do przeczytania tutaj.
Ach, a zainteresowanych powiadomieniami proszę o wpisy do subskrypcji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Grafika

Szablon wykonała dla mnie Daf. Dziękuję!

Obserwatorzy