Obszerna,
czarna walizka rozłożona na środku pokoju wciąż ziała pustką. Przyglądałam się jej
z pewnym napięciem. Towarzyszące mi uczucie dało się porównać do tego przed
skokiem na głęboką wodę. Przygotowanie bagażu miało być pierwszym krokiem na
drodze, o której marzyłam miesiącami, a możliwość jej realizacji otworzyła się
przede mną w przeciągu ostatnich kilku dni. Myślałam o niej dzień i noc, tak
bardzo chciałam to zrobić... a teraz, kiedy wreszcie stało się to w pełni
realne, dopadły mnie... wątpliwości?
Nie,
wcale nie, nie wahałam się ani odrobinę. Wstałam z prostego tapczanu, na którym
prowadziłam tę walkę ze swoimi myślami, i zdecydowanym krokiem przeniosłam się
pod szafę.
-
Nie waham się – powtórzyłam na głos, otwierając drzwi.
Tak bliska perspektywa spełnienia największego
marzenia musiała trochę onieśmielać. W końcu coś ze świata ułudy stawało się
rzeczywistością, tak bliską, że niemal namacalną. Trudno było w to uwierzyć,
ale mogłam tylko się cieszyć.
Na
dnie walizki wylądował najważniejszy dla mnie strój – bojowe przebranie Nocnych
Łowców, utrzymane w idealnym stanie, niezbyt często jeszcze używane. Czarny
materiał zlał się z kolorem walizki, sprawiając wrażenie, jakby ciągle nic w
niej nie było. Dołożyłam parę bluzek z krótkim i długim rękawem, kilka par
spodni, które zazwyczaj nosiłam dla wygody, dwie spódnice i piękną suknię,
która nie wydawała mi się do niczego potrzebna, ale dostałam ją od swoich opiekunów
na „specjalne okazje”.
Na
tym miękkim podłożu ostrożnie, po przekątnej, ułożyłam swój ukochany miecz. Przez
chwilę przyglądałam mu się, przywołując wszystkie związane z nim wspomnienia –
dzień, w którym go otrzymałam, niezliczone godziny ćwiczeń i dwie prawdziwe
walki stoczone przy jego pomocy. Miałam nadzieję, że będzie mi dane go użyć jeszcze
wiele razy, a przede wszystkim – do wypełnienia mojej własnej misji.
Na
tę myśl zacisnęłam zęby. Nie było innej opcji, przecież obiecałam sobie, że
pewnego dnia go znajdę.
Koło
miecza ze zgrzytliwym hałasem wylądowały kolejne rodzaje broni. Odbijające się
od ostrzy promienie słoneczne rzucały migotliwe odblaski na cały pokój. To tak
naprawdę był jedyny ekwipunek niezbędny mi do przetrwania. Ubrania czy jedzenie
zawsze da się gdzieś załatwić, ale bez czegoś do obrony w zasięgu ręki czułam
się niepewnie.
Następnie
w walizce ulokowałam kolejne miękkie rzeczy – bieliznę, ręczniki, uprzednio
przygotowaną kosmetyczkę. Wszystkie szafy i półki powoli pustoszały, a ja
zupełnie niespodziewanie doznałam podobnego ukłucia pustki gdzieś w środku.
Zawsze czułam się u siebie gościem, nie potrafiłam na dobre przywiązać się do
tego miejsca… ale okazało się, że jednak jakieś uczucia we mnie wzbudzało. Tu
spędziłam większość życia, tu zawsze mogłam wrócić, schować się przed całym
światem… ale mimo wszystko to nie był mój dom.
Wzruszyłam
ramionami. Szkoda czasu na bezsensowne sentymenty, pomyślałam.
Sięgnęłam
po mniejszą torbę, przeznaczoną na bagaż podręczny. Tam spakowałam ubranie na
zmianę, jakąś książkę na podróż i kilka drobiazgów, takich jak chusteczki czy
butelkę wody.
Kontrolnym
spojrzeniem ogarnęłam całe pomieszczenie. Nie zostało nic, co chciałabym zabrać
ze sobą. Zaśmiałam się bez cienia wesołości. Trochę dziwne uczucie, kiedy całe
swoje życie mogłam zmieścić do jednej walizki. Czy to pokazywało, jak mało
znaczącą osobą zostałam? Teraz planowałam dokonać czegoś, co musiało się odbić
szerokim echem w świecie Nocnych Łowców… ale nie szukałam sławy. Robiłam to dla
siebie. By wreszcie odzyskać spokój.
Do
pokoju zajrzał Konsul. Jak zwykle, nie raczył nawet zapukać. Jego władczość
bywała czasem irytująca.
-
Skyeline, twoi opiekunowie już czekają – poinformował. – Jesteś gotowa?
Podniosłam
głowę znad walizki.
-
Tak – oświadczyłam, decydując się na lekki uśmiech. Pomyślałam nie tyle o samym
wyjeździe z Alicante, ale o całym czekającym mnie wyzwaniu, niełatwej misji,
którą sama przed sobą postawiłam. Nagle dotarło do mnie, że przez całe życie
przygotowywałam się do tego jednego zadania, właśnie po to, by teraz móc
potwierdzić.
-
Tak, jestem gotowa.
* * *
I
oto wreszcie, po tej dość długiej przerwie, wracam do prowadzenia własnego
bloga. Mam nadzieję, że wyjdzie znacznie lepiej niż hon.
Dlaczego
właśnie dzisiaj zaczynam? Upatrzyłam sobie ten termin z dwóch powodów. Przede
wszystkim wybrałam go jako okrągłą rocznicę – już trzecią – mojej blogowej
działalności. A przy okazji niech będzie to nieco spóźniony prezent urodzinowy
dla Klaudii ;*
To
moje pierwsze doświadczenie z fan fiction – nie jestem przyzwyczajona do
pilnowania kanonu, więc proszę o wyrozumiałość, a wszelkie uwagi i dobre rady
przyjmę z wdzięcznością.
Dziękuję
Wam za wszystkie rozmowy, pomoc i pytania o to opowiadanie. To było naprawdę
motywujące ;)
Może
i trochę za łatwo ulegam modom – na szczęście tylko niektórym – ale
postanowiłam całość opowiadania zadedykować pewnej osobie. Jakby na to nie
spojrzeć, z mojej perspektywy jest to całkowicie uzasadnione, choćbyś i Ty
uważała, że przesadzam… Dla Ciebie, Ignise,
a pełna dedykacja do przeczytania tutaj.
Ach, a zainteresowanych powiadomieniami proszę o wpisy do subskrypcji.
Ach, a zainteresowanych powiadomieniami proszę o wpisy do subskrypcji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz